środa, 18 grudnia 2019

Post otwierający. O Akinetonie.

To na początek. Tak całkowicie randomowo. 

Cokolwiek powiem zabrzmi jak reklama. Kolejna reklama medykamentu. Jest Etopiryna, jest Apap. Jest też Acidolak czy Stoperan. Można wymieniać.

Ale nie, Akineton jest inny. Nawet nauczyłem się to wymawiać po łacinie. A wszystko co powiedziane po łacinie brzmi mądrze. 

Biperidenum Hydrochloride. Rzecze mędrzec.

Whiskey moja żono, ktoś śpiewał. Chyba Dżem. Nie lubię ich. Śpiewali też o marzeniach. Że ktoś marzeniami żył jak król. Ja nie żyję marzeniami. 

Ale to chyba zabrzmi jak reklama. Taka siła skojarzeń.

Nie raz cierpiałem i chciałem umrzeć. Leżałem w łóżku w nieuniknionej agonii. Nie było nadziei. Myśl o niebycie była jak rozkosz. Chociaż był tylko ból. Nawet ta rozkosz była jak ból. Samobójstwa nigdy nie popierałem, ale to też się wydawało sposobem. Przykryty kocykiem, czy grający w grę. Wtedy nie miało to znaczenia. Zawieszenie między śmiercią. Tylko ja i obnażona marność mego bytu. Tylko w cierpieniu poznasz swoją marność. Gdy czujesz się dobrze zdajesz się być silny. Nic cię nie powstrzyma. Oszukujesz się. Wziąłeś pigułkę szczęścia, to tylko opium. Nadal jesteś marny. Nadal jesteś nagi. Tylko, że pod ubraniem.

Cierpienie obnaża. Gdy śmierć spojrzy ci w oczy zrobisz wszystko by ją oddalić. Nie ma dobrego rozwiązania, każde jest złe. Zabić czy umrzeć? Wszystko jedno.

Cierpienie.
Agonia.
Śmierć. 
Pustka.
Daleki pogłos.

Przeciwieństwo New-Ago'wego syntezatora. On jest jak mistyczna jednia.
Ty masz na odwrót. Twój syntezator to derealizacja. Odgłos obłędu.
Esencja szpitala psychiatrycznego w jednym dźwięku. Coś jak tło do gry Fran Bow.

Ale jest ON.
Wybawca.

Myślałeś, że Jezus jest wybawcą. Myliłeś się. Nieraz gdy to nadeszło modliłem się do Jezusa. Modliłem się do o. Pio, on umiał cierpieć. Nauczył się. Czy podzielił się ze mną? Prosiłem. Bezskutecznie. Nawet niebiosa zamilkły w mojej agonii. Również moja babcia, która ponoć była święta. Ona też. Sam Bóg Ojciec odwrócił swój wzrok. Odwrócił kciuk niczym Neron. W cierpiącym nie ma piękna. Sam jest jak grzech. Jak jakiś trędowaty. Cierpienie to kara za grzechy. Cierp więc. Gdy to Wszechmocny odmówił. Gdzie szukać pomocy? W marnościach. Na marnych ludzi są marne sposoby.

AKINETON.

On jest jak zapętlony riff w piosence rockowej. 
Jak dźwięk gongu brzmiący niczym wieczność.
Jak wybuch wulkanu.

Ale to nie jest dobry opis tej substancji. On nie daje jakiegoś kopa. To nie stymulant, dzięki któremu nie będziesz spał przez dwa dni. Typowy zamulacz. Raczej depresant. Nie działa jak alkohol, bo nadal zachowuje się sprawność ruchową i poczucie równowagi. Nie mówi się w sposób niewyraźny. Nie chce się też spać. Brałem już kilka środków uspokajających. Nie działają na mnie. Chyba nawet Klozapol, czy jakiś inny silniejszy wspomagacz z kategorii benzodiazepin. Nie jestem wrogiem narkotyków. Mądrze stosowane mogą pomóc. Ale tylko rozsądnie stosowane.
Tutaj popieram Allana Wattsa, który opisywał psychodeliki jako metodę na poznanie siebie. Wolałbym legalizacji narkotyków. Komputer uzależnia, a nie jest zakazany. Ale to już temat polityki. Kiedyś powiem coś więcej.

Wracając do opisu. Działa ponoć euforycznie, chociaż to trochę zbyt piękne.
Nazwałem to kiedyś: jest tak dobrze, że aż źle. Jakby pewna doza lęku, stymulacji była potrzebna. Jakby ten układ kary w mózgu nie był wymysłem jakiegoś sadysty. Ból jest potrzebny. Problemem nie jest ból. Problemem jest cierpienie. Życia nie oszukasz, szczęście z leków nie działa. To jest jakieś chemiczne szczęście. Jakaś atrapa. Żeby być szczęśliwym trzeba spełnić piramidę potrzeb Masłowa. To jest rozwiązanie. Życia nie oszukasz. Nie istnieją cudowne metody. Życie wie lepiej. Myślałem, że medytacja jest cudowną metodą. Nie istnieją cudowne metody. Wszystko ma wady i zalety. Komunizm nie jest cudowną metodą. Komputer nie jest. LSD nie jest. Jezus też nie.

Ale czasem trzeba sobie pomóc. Nawet własny mózg, własne ciało potrafią stać się twoim wrogiem. Tylko wtedy leki depresyjne mają sens. Jeśli masz napad paniki, Xanax pomoże. Jeśli umierasz w szpitalu, opium jest dobrym rozwiązaniem. Głównie wtedy. 

No i jest mój cudowny Akineton. Pomaga, wyzwala z agonii. Prawie za każdym razem. Zawsze gdy cierpi moja dusza Akineton pomaga. Lepiej niż najbardziej żarliwa modlitwa. Wszystko ma jakiś koszt. Ulga nadchodzi, po pół godziny, po godzinie. Czasem po dwóch. Ale nadchodzi. Wtedy jest okej. Czuć suchość w ustach. To jak potwierdzenie. Cena? Zamulenie, lekkie odurzenie. Czasem afazja i myślowa pustka. Ale warto. Ulga. Mogę włączyć komputer, puścić sobie piosenkę na Spotify, zagrać w Hearthstone. Już jest dobrze.

Zbawiciel nadszedł, czeka na mnie w blistrze. Dziesięć tabletek w jednym. W paczce pięćdziesiąt sztuk. Środek na receptę z refundacją. Nic nie działa, alkohol nie działa, barbiturany nie działają. Pridinol za silny. Ale może by pomógł. Nawet nie pamiętam jak na to natrafiłem. Chyba przez przypadek. Ponoć Akineton pomaga na Parkinsona i objawy pozapiramidowe w schizofrenii. 

Takie jest cierpienie. Może dopaść każdego. Cierpieć może kotek, który stracił oczko i łapkę. Cierpi biedne dziecko, które nie ma co jeść. Cierpią ci wszyscy, którzy szukają pomocy w różnych inicjatywach charytatywnych. Nikt nie jest wolny. Każdego może dopaść. Jest tuż za rogiem. Co gorsze? Cierpienie ciała? Cierpienie duszy? Tego się nie da zmierzyć. Nie ma odpowiedzi. Jakie by nie było to cierpienie, jest częścią życia. Mi pomaga Biperiden. Może powiesz, że jestem jakiś ćpun czy lekoman. Dopóki nie zaczniesz cierpieć możesz tak myśleć. 

Puenty nie będzie. Akineton jest puentą. Jest jak oklaski, jak oaza dla spragnionego na pustyni. Szczęście nadeszło. Nadszedł ratunek. Czuję suchość w ustach. Tak to on, mój cichy wybawca. Akineton.

No i zapomniałem dodać. Nie uzależnia. Więc może cudowne metody istnieją. Czasem sam się gubię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz